Rozdział II
Jego bicie nie było czymś specjalnym. Harry przyzwyczaił się
już do nich i zawsze starał się
zachowywać jak chciał jego wuj i ciotka, aby uniknąć kary. Przygotowywał
śniadanie, obiad i kolacje; dbał o ogród, i czyścił podłogi i łazienki ... Nie
miał nic przeciwko temu. Zawsze tak było i nie znał innego życia. Ale dziś,
jego wujek zrobił coś innego. Dostrzegł, że to nie było w porządku.
Dzisiaj wiedział, że musiał podjąć życiową decyzję. Zostać lub
odejść.
Harry potrząsnął głową, gdy pomyślał o tym.
Nie mógł tu pozostać. Jeśli by tu został, jego wuj z pewnością
będzie próbował go ponownie dotknąć i tym razem nikt mu nie przeszkodzi. Wiedział,
że to nie było normalne dla wujka, aby spróbować dotknąć swojego siostrzeńca w
ten sposób. Nigdy nie widział, aby dotykał w ten sposób Dudleya i ta oczywista
groźba skrzywdzenia go, jeśli powiedziałby komukolwiek o tym, co się stało,
wyraźnie wskazywała na to, że coś było nie tak. Na szczęście wtedy nie stało
się nic specjalnego, z wyjątkiem tego, że jego wujek zaczął dziwnie gładzić
jego włosy i pieścić jego plecy, ale było jasne, że chce więcej.
Usiadł prosto, krzywiąc się, gdy poczuł ukłucie bólu wzdłuż
jego pleców.
Nie, nie mógł tu zostać. Był traktowany jak sługa, bity,
głodzony i ubierany w zniszczone i niepotrzebne rzeczy Dudleya; stare i mocno
za duże koszule i spodnie. A teraz pojawiło się nowe zagrożenie. Musiał odejść.
Był zdecydowany, jego zielone oczy błyszczały determinacją za starych,
połamanych okularów. Harry skrzywił się ponownie, gdy wstał z łóżka. Uważając
na swoje ruchy, wyciągnął swój stary plecak spod materaca, i spakował do niego
kilka ubrań, a także niektóre z jego książek, które uważał za najciekawsze.
Udało mu się w po cichu otworzyć drzwi komórki i po cichu
zakradł się do przedpokoju. Harry stał nieruchomo, słuchając głośnych dźwięków
pochodzących z salonu. Wiedział, że jego krewni byli tam i oglądali telewizję,
jak każdego wieczora. Nie słyszał żadnych głosów, z wyjątkiem tych, które pochodziły
z telewizora.
Skoro nie słyszał szurania stóp, wiedział, że Dursleyowie nie
wiedzieli, co właśnie próbował zrobić. Harry ostrożnie i mocno chwycił plecak i
na palcach ruszył w stronę drzwi.
Stał przed nim, wciąż nie otwierając drzwi, czekając aż
usłyszał jakieś głośne dźwięki z telewizora. Jego szansa nadeszła, gdy usłyszał
karabiny ryczące przez urządzenie; szarpnął klamkę i szybko popędził przed
siebie oddalając się od domu.
Gdy biegł tak szybko, jak pozwoliły mu na to jego krótkie nogi,
słońce już zachodziło. Czuł się zmęczony i osuszony, ale wiedział, że musi przeć
na przód. Harry zarzucił plecak na ramię, przegryzając dolną wargę, aby powstrzymać
skowyt bólu i złapał w rękę, o wiele za duży, pasek od spodni, niepewnie
przewieszony na jego biodrach, grożący mu ześliźnięciem się w dół, sprawiając,
że mógłby potknąć się podczas pędzenia przez wyludnioną ulicę.
W końcu dotarł do końca ulicy Privet Drive, gdzie znajdował
się park, a dalej autostrada. Harry zatrzymał się, by złapać oddech i usiadł na
poboczu drogi. Wiedział, że jego nieobecność zostanie zauważona dopiero jutro,
ponieważ wykonał już wszystkie swoje prace w domu, więc miał czas na to, aby
pomyśleć o tym co teraz powinien zrobić.
Teraz, kiedy wydostał się stamtąd zastanawiał się, czy postąpił słusznie. Był
sam, nie wiedział dokąd się podziać i nie miał pieniędzy. Ale nie było już
drogi powrotnej. Jeśli jego wuj dostałby go w swoje ręce po jego ucieczce,
wiedział, że został by pobity jak jeszcze nigdy w całym swoim życiu. Nie, nie
było odwrotu.
Ale jak dziesięcioletni chłopiec mógłby przetrwać na ulicy?
Gdzie mógłby znaleźć pożywienie i schronienie?
Harry poczuł taką rozpacz i niepewność, że nie był już w
stanie dłużej stłumiać swojego cichego łkania. Owinął swoje chude ramiona,
ponieważ wieczory były już dość chłodne i teraz po raz setny w swoim życiu,
marzył o kimś kto zatroszczyłby się o niego.
Był zaskoczony, gdy poczuł mokry pysk dotykający jego ręki.
Poprawił złamane okulary na nosie, aby spojrzeć na dużego, czarnego psa obok
niego, który pchał pysk w jego ręce. Nigdy nie widział tego psa w okolicy; był
bardzo chudy, a jego futro było pokryte błotem.
"A ty kim jesteś? Nigdy nie widziałem cię w tej okolicy."
Pies polizał dłoń Harry'ego i pomachał ogonem. To sprawiło, że
Harry zachichotał, podczas wycierania swoich łez w postrzępiony rękaw.
Przechylił głowę na bok, wciąż patrząc na psa z ciekawością.
"Zgaduję, że jesteś sam, tak jak ja, i nikim nie chce się
tobą zająć. Nikt, kto cię kocha. Czy kiedykolwiek zostałeś pobity tak jak ja?"
Na te słowa pies przestał lizać jego rękę i spojrzał na
Harry'ego z dziwną, ja na zwierzę, miną na mordzie.
Harry westchnął. Wiedział, że rozmawianie z psem nie było
normalne, ale czuł się taki samotny ... Czuł, że potrzebował podzielić się jego
obawami, nawet jeśli wiedział, że nie będzie mógł liczyć na jakąkolwiek
odpowiedź od zwierzęcia, które nie rozumiało nawet jego słów.
"Myślę, że mógłbyś pójść ze mną, ale problemem jest taki,
że ja także nie mam dokąd pójść", powiedział Harry żałośnie. "Właśnie
uciekłem z domu. A chcesz wiedzieć dlaczego? Ponieważ pozwalałem mojemu wujkowi
na bicie mnie i obrażanie o wiele za długo. I nawet wolą żyć na ulicy, niż żyć razem
z nim. "
Potrząsnął głową i odwrócił wzrok od psa, gdy mruknął:
"Zastanawiam się, czy mam jakikolwiek powód aby żyć."
Harry milczał w jego ponurej depresji. Objął kolana i spojrzał
na psa. Patrzył w szare oczy, które kontemplowały go w milczeniu.
Nagle pies szczekał i ruszył w jego kierunku. Harry szarpnął
się do tyłu, w chwili, gdy duży pies przyszedł do niego. Było coś bardzo
dziwnego w intensywności szarych oczu psa.
Oczy Harry'ego rozszerzyły się, a szczęka opadła, gdy pies
zaczął się zmieniać na jego oczach. To stało się tak szybko, że ledwie zdążył
mrugnąć. W jednej chwili był tu duży, czarny pies, a w następnej chudy, obdarty
mężczyzna patrzący na niego.
Harry krzyknął i zerwał się, aby uciec od nieznajomego.
Gdy próbował przesunąć się dalej, poczuł ręce trzymając się za
ramiona, a gdy już miał krzyknąć, ręka została przyłożona do jego ust; Harry
został złapany w żelaznym uścisku.
Harry walczył z całych sił, wymachując rękami i nogami, ale uścisk
mężczyzny był nieugięty, a jego krzyki zostały stłumione przez brudne, duże
dłonie szczelnie dociśnięte do jego ust.
Usłyszał pośpieszne szepnięcie "Zaufaj mi".
Jest rozdział II. Szkoda, że rozdziały nie są dłuższe ale widze że jak narazie dodajesz notki czesto. Pojawił się Syriusz. JEJ !!! Dalej. Obedrzyj wieloryba (Vernona) ze skóry ^^
OdpowiedzUsuń